piątek, 12 sierpnia 2016

Wakacje w szpitalu.

Do mnie samej w ogólnie nie dociera tytuł tego posta. Nie wiem co się dzieje, co mam ze sobą zrobić, komu zaufać, do kogo się zwrócić...
19 lipca byłam u neurologa, który stwierdził u mnie niedowład lewej stopy. Stało się to po zbyt długim wysiłku i nacisku na nerwy oraz mięśnie mojej kończyny dolnej. Dostałam skierowanie na rehabilitację, która miała się zacząć 9 sierpnia. Miało wyglądać to tak, że przez jakiś czas codziennie rano od wyznaczonego dnia miałam jeździć na kilka godzin rehabilitacji. Okay. Zaakceptowałam to i w stu procentach mi to odpowiadało.
Przyjechałam na miejsce. Zgłosiłam się tam gdzie miałam.
I okazało się że skierowanie jest na oddział.
Mam zostać na trzy tygodnie w szpitalu. Kiedy tak naprawdę nic poważnego mi nie dolega, potrafię z moją nieszczęśliwą stopą normalnie funkcjonować, prawie nie widać już że kuleję, nie boli mnie ani nic z tych rzeczy. Mam zostać i koniec. Wróciłam się z mamą do domu, aby się spakować. Całą drogę przepłakałam. Tak. Ostatnie dni były dla mnie bardzo ciężkie. Nie wiem czy o tym wspominałam, wydaje mi się że nie i właściwie nie wiem czy powinnam...



Ale w najbliższym czasie chciałabym napisać kilka postów odnośnie tego tematu, także tak czy inaczej jestem zmuszona. Mam depresję, która niestety daje się czasami dość mocno we znaki. W ostatni dzień mojego pobytu w Gdańsku zaczęłam czuć się źle. Brakowało mi, jak stwierdziłam, samotności. A to dlatego że jestem introwertykiem. Przez całe dwa tygodnie praktycznie nie miałam chwili dla siebie i swoich rozbieganych myśli. To jak najbardziej normalne że moja psychika nie wytrzymała i stałam się ponurakiem. Co jakiś czas mam taki dzień, taką noc, kiedy mam potrzebę się wypłakać. I mimo że staram się być pozytywną osobą, w takich chwilach smutek bierze górę.
To jest dla mnie szok. Trzy tygodnie oznaczają całą resztkę wakacji, która mi została. W dodatku zostałam o tym powiadomiona ot tak, nagle. Zostajesz.
Nie dziwne, że jestem zła na cały świat. Dzisiaj już czwarty dzień pobytu w tym okropnym miejscu. Czwarta noc.. W dodatku nie za bardzo odpowiadają mi osoby z którymi dzielę salę. A to w ogóle śmieszna historia. Dostałam prawo wyboru - albo mogłam zostać w sali gdzie jeszcze nikogo nie było i jak na razie leżeć tam sama, albo dołączyć do sali trzech innych dziewczyn. Moja mama powiedziała pielęgniarce że raczej zostaję w tej pustej, bo ja tak wolę sama być i tak dalej. Zna mnie i była to całkowita prawda. I chyba każdy zdrowy introwertyk wybrałby tę pierwszą opcję. Ale ja wiedziałam, że jak ją wybiorę to kompletnie się odizoluję od świata. Dlatego wybrałam drugą. I to był duży błąd.
To właśnie teraz się odizolowuję. Nie umiem znaleźć z nimi wspólnego języka, co jest właściwie zrozumiałe, bo są z zupełnie innej bajki. W dodatku leżą tutaj już od jakiegoś czasu, także znają się świetnie. Kurczę, żałuję.
W dodatku strasznie tęsknię za siostrą. Nigdy mi jej tak nie brakowało, jak właśnie teraz. Chciałabym żeby była tutaj ze mną.
Jak do tej pory codziennie ktoś mnie odwiedza. Na szczęście. Nie ma to jak odwiedzanie zdrowej osoby która leży w szpitalu, haha. Ja rozumiem że w przypadku innych osób mających rehabilitację, pozostanie na miejscu jest konieczne. Ale ja nie mam nic poważnego.
Ale oni potrzebują pieniędzy.
Tak to wygląda. W dodatku jestem w jakiejś drugiej grupie, ponieważ mam problem z nerwem, i nie mogę w ogóle wychodzić poza teren szpitala. Szczerze? Czuję się jak w jakimś ośrodku, zamknięta..
Nie piszę tego posta, aby wywołać współczucie. Piszę, bo jestem tak wkurzona, że muszę się gdzieś wypisać.
Jeden plus że większość pracowników jest w miarę miła.
Co z blogiem? Nie wiem. Zabrałam ze sobą laptop oczywiście, także pisać mogę. Ale materiał (zdjęcia) mam tylko na dwa tematyczne posty. Nie wiem czy robić maraton postów nieszczęśliwej Victorii ze szpitala, haha. Nikt nie chce czytać czyiś żali :) Każdy ma swoje problemy :)
Nie byłam na coś takiego przygotowana. Kompletnie i w ogóle. Cały czas myślę i mam nadzieję że to jakiś głupi żart, koszmarny sen. Że jutro się obudzę. Bo tak się czuję właśnie. Jakby mnie tak do końca tutaj nie było. Jakby część mnie była gdzieś indziej... Nie miałam nigdy wcześniej takiego uczucia. Po prostu dziwnie się czuję. Do tego te warunki szpitalne. I szpitalne jedzenie.
Przepraszam że tyle narzekam :)
Myślałam w sumie że schudnę, ale jak moi bliscy dowiedzieli się o niezbyt smacznych posiłkach to obrzucili mnie słodyczami :o W życiu nie miałam pod ręką tylu pyszności, haha :)
Miło mi, jeśli ktoś dotrwał do końca.
Dziękuję ;*

Do następnego posta
- Victoria

1 komentarz:

  1. Spokojnie kochana ja też walcze z depresją, nie jesteś sama. U mne skończyło sie tylko na paru wizytach bez zatrzymania w szpitalu. Depresa jest strasza wazne zeby z nia walczyc <3

    Zapraszam http://ispossiblee.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

BARDZO DZIĘKUJĘ ZA WSZYSTKIE KOMENTARZE! ♥
We wszystkie linki do blogów, które podajcie - wchodzę i zostawiam tam po sobie ślad :)
Zachęcam do obserwowania jeśli mój blog Ci się spodobał - to niesamowicie motywuje! ♥
Na pewno wejdę również do Ciebie i jeśli Twój blog przypadnie mi do gustu - zaobserwuję ♥